Wpis

Jednej rzeczy z cyklu "to nie takie trudne" nie udaje mi się nauczyć mojej własnej dziatwy, a mianowicie systematycznej nauki. W szkole wprowadzono zasadę, że nie ma pod koniec semestrów biegania za nauczycielami i poprawiania ocen, nie ma podawanych żadnych prognoz. Dzieciaki mają się uczyć na bieżąco i na bieżąco wszystko poprawiać co im nie wyszło. Ale chyba za długo funkcjonowały w systemie "czego się nie zrobiło w pół roku, to się da w 2 tygodnie przed wystawieniem ocen", więc i tak jest panika, zakuwanie i biegania za nauczycielami. No i niestety uczenie się zgodnie z zasadą: zakuł, zaliczył, zapomniał. Ostatnio przepytywałem potomka z fizyki i okazało się, że nie potrafi zrobić prostego zadania, bo "tato, braliśmy to kilka miesięcy temu". Nosz kurde, a ja to brałem z 25 lat temu i pamiętam. Nie mam pojęcia jak teraz uczą, ale najwyraźniej nie potrafią dzieci zainteresować, bo co do zasady młody ma dobrą pamięć. Filmy oglądane kilka lat temu potrafi dokładnie opowiedzieć, powiedzieć kto w nich grał, a jak mu się jakieś teksty spodobają, to nawet zacytować, ale broń Boże, żeby ktoś zaczął go przepytywać z lekcji przerabianych w tym samym czasie, w którym oglądał film. Kompletna pustka.


W zeszły weekend żona orzekła, że nie chce jej się siedzieć w domu, wiec idziemy na zakupy... To był wielki błąd. Takich tłumów to chyba nawet przed świętami nie było. Najwyraźniej w czasie mrozów ludziom się nudzi i wszyscy hurtem zjechali do galerii. Oczywiście co naczekałem się przed przymierzalniami to moje i nikt mi tych długich godzin życia nie zwróci ;) ale później było gorzej. Otóż, wypatrzyła sobie "cudowną, przepiękną lampę, wprost idealnie pasującą do nowych dodatków do kuchni". A ja głupi machnąłem ręką i pozwoliłem kupić. Po odejściu od kasy okazało się, że jest to transakcja wiązana, bo żeby ją lepiej wyeksponować, potrzebny nam nowy stół, bo ten, który mamy jest za mały i i tak mieliśmy go już dawno wymienić (serio?). No to kupiliśmy, a już w domu otrzymałem wiadomość, że muszę trochę przesunąć elektrykę, żeby lampa była nad środkiem stołu... No więc w poniedziałek musiałem pohałasować trochę gumówką, bo cięcie żelbetonu nie należy ani do zajęć łatwych, ani przyjemnych, ani cichych. Przy okazji dostałem odpryskiem w policzek, więc zapewne będę miał cudowną bliznę... A mama zawsze mówiła, że nie robi się zakupów w niedzielę... Trzeba było słuchać.


A poza tym, jest ok :)

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Festiwal Twórczej Wyobraźni 2023

Rozjeżdżona przez quady i samochody Dolina Czyżynki

Pieseły i koteły