Zaopatrzenie szkolnych sklepików
Żeby nie było, że dla mnie wszystko jest takie łatwe, dziś dla równowagi chciałem napisać o czymś trudnym, ale... w oko wpadł mi temat, który ostatnimi czasy budzi wiele emocji, więc o nim napiszę. Ten temat to zaopatrzenie szkolnych sklepików. Od września narzekają na nie i właściciele tychże sklepików i uczniowie. Jeśli chodzi o właścicieli, to rozumiem problem i powód narzekania. Nie rozumiem go jednak w odniesieniu do uczniów. Na początku swej edukacji moje dziecię lubiło chodzić do sklepiku, bo czuło się takie dorosłe. Pojawiał się jednak zasadniczy problem: wielka kolejka i wielka gromada "dużych", którzy wcinali się przed maluchy. To powodowało, że często dziecko nie było w stanie kupić sobie tego co tam chciało. Z moim dzieckiem był też ten problem, że było zasadniczo strasznym niejadkiem. A jeśli już jadło, to tylko to co przygotowała mama, względnie babcia. Poza tym, tylko słodkości. Starając się o to, żeby dziecko jadło sensownie, ale żeby i w szkole nie było głodn