Moralność i wygoda

Kobiety nadal organizują marsze i uczestniczą w nich, choć w mniejszej ilości niż gdy bezpośrednio zagrożone były ich prawa. Odnoszę wrażenie, że "za ciosem" poszły partie opozycyjne i że to one inicjują dalsze działania i próbują sobie przypisać zasługi. Na fali krytyki i przerzucania się argumentami pojawił się problem gdzie jest granica pomiędzy moralnością i wygodą. Zasadniczo zgadzam się z głosami, że o człowieku możemy mówić wtedy, gdy się urodzi i jest zdolny do samodzielnego bytu. Ale... Ale nie znaczy to, że zgadzam się ze zwolennikami usuwania ciąży na życzenie, chociaż uważam, że nie jest to problem prawny tylko społeczny. Sorry, ale istnieje jeszcze coś takiego jak odpowiedzialność, której należałoby się spodziewać po dorosłych ludziach. Może w dzisiejszym świecie ludzie od niej stronią - nawet czterdziesto- czy pięćdziesięcioletnie osoby potrafią twierdzić, że nie są jeszcze gotowi/-e do ojcostwa czy macierzyństwa, ale to taki defekt naszych czasów. Gonienie za młodością. Nieważna metryka, ważny "wiek biologiczny" ;) Co za idiotyczna nazwa.


Kobiety będące w ciąży korzystają z różnych przywilejów zagwarantowanych prawnie. Także w prawie karnym nie można uciec przed innym traktowaniem kobiet w ciąży - w kontekście choćby ich pobicia czego skutkiem jest utrata dziecka. Co ciekawe, nawet najbardziej aktywne feministki nie wnioskują o zmianę tych przepisów i ich złagodzenie. Na szczęście, należałoby dodać.


Bez względu na koncepcje różnych przyczyn umożliwiających usuwanie ciąży, uważam, że problem leży gdzie indziej. Państwo stojąc na straży zasad moralnych powinno zapewniać matkom i dzieciom należyte warunki życia. I żadne 500+ nie będzie tu adekwatne. Jeśli kobieta wie, że rodząc chore dziecko straci pracę (bo dziecko wymaga opieki) i będzie obijać się o mury w kolejnych szpitalach, albo za pośrednictwem fundacji żebrać o pieniądze na leczenie, to tego dziecka nie będzie chciała urodzić. Jeśli wie, że nie może liczyć na partnera i zostanie z "problemem" sama, to również zrobi wszystko w kraju albo za granicą, żeby przerwać ciążę. Słowo "problem" nie jest tu żadną obrazą, bo dziecko to nie tylko szczęście i radość, ale ogromne zaangażowanie czasowe i finansowe. A karą za niemożność zapewnienia dziecku godziwych warunków życia jest odebranie praw rodzicielskich, co jest coraz częściej orzekane przez polskie sądy.


A zatem uważam, że problem nie polega na surowych regulacjach dotyczących przerywania ciąży. Jak pokazuje historia i statystyki różnych krajów, to w żaden sposób nie pomaga nienarodzonym. Problemem jest stworzenie warunków do życia i regulacji prawnych zapewniających kobietom i dzieciom bezpieczeństwo, począwszy od refundacji przez NFZ drogich operacji za granicą, takich które nie są wykonywane u nas, a skończywszy na zakazie odbierania praw rodzicielskich rodzicom znajdującym się w trudnej sytuacji finansowej. Przecież środki, które otrzymują następnie rodziny zastępcze czy domy dziecka równie dobrze mogłyby trafić do rodziny biologicznej...


Na koniec muszę napisać, że - bez względu na poglądy - bo szanuję wszystkie i uważam, że każdy ma prawo do własnego zdania, mój głęboki niesmak budzi rozczulanie się w necie nad ciążami u zwierząt i pogardzanie ciążą ludzką. Jakoś tak autentycznie mi to przeszkadza. Podobnie jak przekrzykiwanie się i próba narzucenia innym własnego, ważniejszego i jedynego słusznego zdania. Kompromisy mają to do siebie, że dobrze jest się ich trzymać, więc życzyłbym sobie nie grzebania w przepisach antyaborcyjnych.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Festiwal Twórczej Wyobraźni 2023

Rozjeżdżona przez quady i samochody Dolina Czyżynki

Pieseły i koteły